Kiedy siła woli nie wystarcza… O trzech poziomach skutecznej zmiany

Kiedy opowiadam nowo poznanym osobom, że pomagam ludziom w problemach z motywacją i samodyscypliną, wiele z nich reaguje “o, to jest właśnie to, czego mi trzeba!”. Jednak po podjęciu pracy zazwyczaj okazuje się, że problem leży kompletnie gdzie indziej. Co ciekawe, bardzo podobne wnioski znalazłem w książce jednej z badaczek samodyscypliny Kelly McGonigal.

Z drugiej strony, nauka umiejętności takich jak komunikacja, czy efektywność osobista może być prosta i przyjemna, ale może też być trudna i wyboista. O tym, jaka będzie, decydują w pewnej mierze nasze przyzwyczajenia, socjalizacja i charakter, które dla każdej osoby tworzą pewien indywidualny “układ sił”.

Tłumaczy to, dlaczego niektórzy w obszarze umiejętności miękkich mogą napotykać problemy, które innym wydają się zupełnie zmyślone. Jednocześnie nasza kultura, mocno nastawiona na efektywność i kontrolę, stoi w opozycji do rozumienia i dbania o własne emocje. Dlatego częstą radą, jaką można usłyszeć jest: “więcej samodyscypliny” ,”lepsza motywacja”. W znakomitej większości przypadków jest to rada nie tylko nieskuteczna, ale co więcej zachęcająca do opresji względem samego siebie.

Aby to zobrazować, podam kilka przykładów z własnej praktyki:

Menadżer dobrze wie, po lekturze wielu książek z zakresu zarządzania, że nadmiar spotkań niszczy jego efektywność. Jednak wciąż albo chodzi na niepotrzebne spotkania, albo je sam organizuje. Może również zmuszać się do ich opuszczania, ale to skutkuje nasilonym stresem i poczuciem “coś jest nie tak”.

Osoba uczy się asertywnej komunikacji, jednak ma nieodparte wrażenie, że język ten w jakiś sposób “z nią nie rezonuje”, tak jakby wypowiadała nieswoje słowa. Jeśli dodatkowo używa do tego samodyscypliny, żeby jakoś się przemóc, to na poziomie werbalnym niby komunikuje się partnersko, jednak elementy pozawerbalne pokazują ogromną niespójność.

Ktoś uczy się zarządzania sobą w czasie i chce codziennie wieczorem planować swój dzień, jednak ciągle z niewiadomych przyczyn ten element pomija, a jeśli już go robi, to kosztuje on tyle wysiłku, że psuje cały wieczór.

Ktoś uczy się zarządzania sobą w czasie i wie, że ciągłe rozpraszanie się komunikatorami obniża jego efektywność, jednak “nie potrafi sobie tego odmówić”, albo kiedy odmawia, to czuje się źle, jakby praca dawała mu dużo mniejszą satysfakcję i powodowała rozdrażnienie.

Wszystkie wymienione wyżej sytuacje mają wspólny mianownik: z jednej strony osoba “wie, co jest dla niej dobre”, a z drugiej nie potrafi tego robić, lub ma z tym robieniem olbrzymie kłopoty. Zazwyczaj skutkuje to jedną z trzech sytuacji:

Ktoś stwierdza, że nie jest w stanie się nauczyć umiejętności miękkich, bo “z nim jest coś nie tak”.

Ktoś stwierdza, że potrzebuje więcej samodyscypliny, co nie daje efektu lub wręcz powoduje jeszcze większe napięcie

Ktoś porzuca naukę umiejętności miękkich, traktując je jako coś utopijnego, odrealnionego, co może działać tylko w książkach, jednak “zwykłe życie” obnaża (jego zdaniem) ich nieskuteczność.

Istotą problemu jest błędne założenie, że można go rozwiązać tylko na bazie pozyskiwania nowej wiedzy (i/lub na bazie samodyscypliny). Ten sposób oczywiście działa dla niektórych przypadków, ale jest dopiero początkiem, który można nazwać roboczo “poziomem zerowym”.

Tymczasem problem można (i trzeba) rozwiązać na jednym z trzech poziomów, które zazwyczaj są przed nami ukryte. Nie są ukryte dlatego, że ktoś celowo je chowa i strzeże, jak jakiegoś sekretu. Są ukryte dlatego, że:

Nie są uczone w szkołach, często także w domach, a czasem nie są (choć powinny być) uczone na szkoleniach miękkich.

Dotykają elementu emocjonalnego, który idzie w sprzeczności z tendencjami kulturowymi, zwłaszcza w obszarze pracy inżyniera.

Pokazują, że człowiek nie jest racjonalny w takim rozumieniu, jak podaje się w głównym nurcie, co dla wielu osób oznacza utratę poczucia kontroli (ściślej: utratę iluzji kontroli), a to wiąże się z dyskomfortem. Wtedy wiele osób odrzuca taki sposób myślenia i wraca do starych iluzji, byle tylko uniknąć wspomnianego dyskomfortu.

Wiele osób wybiera samodyscyplinę, ponieważ jest ona kulturowo/społecznie wiązana z męskością, siłą przebicia, dominacją. Wpadają w pułapkę, zakładając, że spory udział samodyscypliny w życiu świadczy o ich męskości/sile, a nie (tak jak w rzeczywistości) o ich wewnętrznym skonfliktowaniu. Wskutek tego na “ukryte poziomy problemu” nie chcą w ogóle patrzeć.

Na wykładzie:

  • pokażę, do czego może doprowadzić nadmiar samodyscypliny.
  • przedstawię trzy głębsze poziomy radzenia sobie z problemami opisanymi wcześniej i podobnymi
  • odpowiem na pytania, kiedy można z tematem pracować samodzielnie, a kiedy warto poprosić o wsparcie specjalistę.